Przejdź do głównej zawartości

O uczuleniu na język nowogęsi i łacinę


O uczuleniu na język nowogęsi i łacinę
Tadeusz Szopa
tadeusz.szopaa@gmail.com
         Obserwując to, co dzieje się w wielu dziedzinach życia społecznego i kulturalnego w Polsce i w zachowaniach ludzi, można zauważyć szczególną cechę Polaków, jaką jest podatność na mody w różnych dziedzinach życia, np. w nauce, w medycynie, w języku. Zresztą, jest to nie tylko nasza cecha. Nie zawsze są to mody pożyteczne. Bywają mody niemądre, a nierzadko – szkodliwe.
         Tu ograniczę się do mód w stosowanym języku polskim i do moich emocji związanych z tymi modami. Wypowiadam się jako zwykły użytkownik języka, a nie językoznawca, bo nim nie jestem, oczywiście. Dlatego nie zakładam, że mam rację w swoich opiniach w tym obszarze.
         Jedną z takich mód jest nagminne niemal stosowanie słownictwa angielskiego w życiu publicznym w Polsce, także w środowiskach powołanych do szerzenia kultury, w tym – kultury języka (polskiego). W zalewie anglicyzmów, swego rodzaju „wirusów” językowych,  niektóre są szczególnie drażniące. Przykładem może być słowo aplikacja, znany przecież od dawna w języku polskim, zwłaszcza prawniczym. W pewnym okresie, gdy nastała w Polsce moda na stosowanie słownictwa angielskiego, wirus ten natrafił na podatny grunt do mutacji i rozprzestrzenił się na wiele innych pojęć, mających już swoje nazwy. Uważamy (uogólniając – my Polacy), że użycie słowa aplikacja podnosi wartość treści, która kryje się za nim. To akurat słowo wypiera wiele stosowanych dotąd określeń, lepiej oddających treść, jak np.: podanie, prośba, wniosek, zgłoszenie, zastosowanie, zakroplenie, zażycie, wstrzyknięcie, funkcja (wchodzę do aplikacji), ubieganie się (o coś) itd., itd., i zubaża w ten sposób język polski. Oczywiście, moim zdaniem.
         Innym takim „wirusem”, na który również jestem szczególnie uczulony jest opcja – słowo stosowane zamiast: wybór, preferencja, możliwość, wersja, wariant, sposób, rozwiązanie itd. To wirus angielski, ale pochodzący chyba od łac. optio, optare – wybór, wybierać (jeśli tak, to na przykład „wybieram wybór”).
         Przykłady takiego naśladowniczego, nieuzasadnionego zastępowania słów polskich słowami angielskimi można mnożyć. Moda na niektóre z nich na szczęście (na moje szczęście) powoli mija – coraz rzadziej słyszę łał, mejnstrim, implementacja, iwent i kilka innych. Są to jednak wyjątki, niestety.
         Jak niskie musi być poczucie swojej wartości i dumy z polskiej kultury tych ludzi, którzy w miejscach publicznych (ale dostępnych niemal wyłącznie Polakom) używają do nazwania lub reklamowania swoich poczynań zawodowych takich terminów, jak np.: shop, fast food, sale, outlet itp. Takie praktyki da się usprawiedliwić w centrum Stolicy lub innych miast, odwiedzanych przez obcokrajowców, ale na ich obrzeżach i w małych miejscowościach jest śmieszne i uwłaczające tym Polakom, którzy są dumni ze swej kultury.
          Wprowadzanie słów obcych do języka polskiego ma sens głównie wtedy, gdy nie ma dobrego odpowiednika polskiego. Bezmyślne, naśladownicze zastępowanie słów polskich anglicyzmami, zwłaszcza zubażające nasz język, jest szkodliwe i powinno być tępione. Trudno nie zgodzić się z opinią prof. Hanny Jadackiej, która pisze, że takie nagminne stosowanie anglicyzmów to „szkodliwa, snobistyczna poza, za którą stoi brak szacunku dla rodzimej kultury i tradycji …” [Wielki słownik poprawnej polszczyzny]. A może są to ukryte kompleksy. Ale niektórzy inni językoznawcy są na tyle podatni na presję tej mody, że są skłonni wprowadzać (moim zdaniem niepotrzebnie) takie wyrazy do słownictwa polskiego (!). Tłumaczą to liberalizmem językowym.
             Inną modą, niestety tolerowaną, a nawet hołubioną przez środowiska kultury w Polsce, jest stosowanie w języku zwłaszcza mówionym, wulgaryzmów. Oburzające jest to, że takie słownictwo jest używane nie tylko przez ludzi z marginesu społecznego, lecz także przez osoby publiczne – polityków i ludzi powołanych do szerzenia kultury. Wolałbym usłyszeć w wypowiedziach ludzi, których z założenia powinienem szanować albo chciałbym szanować, znane polskie „eee…”, „yyy…” a nawet „aaa…” niż wulgarne „k….”. Jak pisze cytowana powyżej prof. Hanna Jadacka, wulgaryzmy są „używane przez osoby mało sprawne językowo, o ubogim słownictwie, prymitywne, z marginesu społecznego”, a ich używanie to „prymitywny sposób demonstrowania emocji lub uzupełniania braków słownictwa”. Z tą opinią też warto się zgodzić.
           Modą językową, najmniej szkodliwą dla języka i zwykle przemijającą, jest stosowanie w dużym nadmiarze pewnych polskich zwrotów i słów, których inni używają. Starsi pamiętają takie kiedyś modne zwroty, powtarzane po kilka razy w jednym zdaniu w wypowiedziach ludzi słabszych językowo, jak: „wydaje mi się”, „jakby”, „generalnie” i inne. Obecnie podobnie modnym słowem jest „dokładnie”, w znaczeniu przytaknięcia, potwierdzenia, zgody itd. Da się też zauważyć, zwłaszcza w różnych programach publicystycznych w telewizji, modę na zwroty: „tak naprawdę” i „powiem tak” (zwrot zaczynający wypowiedź) i inne podobne, nadużywane jako wtręty i nieniosące żadnej treści. Moda śmieszna, ale niedrażniąca (mnie).
          W związku z wymienionymi przykładami zanieczyszczania języka polskiego anglicyzmami i wulgaryzmami, należy zapytać, czemu ma służyć ustawa o języku polskim. Wydawałoby się, że „ochronie prawnej języka polskiego w życiu publicznym”, a zatem przeciwdziałaniu takim zjawiskom, moim zdaniem, szkodliwym dla polskiej kultury, . Dlaczego więc nie są egzekwowane przepisy tej ustawy? Gdzie są polscy językoznawcy i Rada Języka Polskiego? Konieczna jest jednoznaczna reakcja specjalistów, gdyż granice liberalizmu językowego zostały już dawno przekroczone.
         Inną modą, na którą jesteśmy podatni, jest moda na bieganie. Ale o tym pisałem w innym artykule.
Marzec 2019

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mądrość a wykształcenie

  Mądrość a wykształcenie Tadeusz Szopa 20.01.2021     Od dawna analizowane są i opisywane relacje między takimi pojęciami, jak mądrość, wykształcenie, wiedza i intelekt człowieka. Powstało na ten temat wiele traktatów i artykułów oraz opinii, nie zawsze zgodnych ze sobą. Jako niemający wiedzy w zakresie filozofii, raczej ‒ laik w tym obszarze, chcę zająć się w tym artykule zbadaniem związku między mądrością człowieka i poziomem jego wykształcenia. Oczywiście, z powodu merytorycznego nieprzygotowania autora artykuł nie może mieć charakteru naukowego, a jego treść wynika jedynie z jednostkowych obserwacji autora dotyczących zachowań i działań ludzi o różnym wykształceniu, obserwacji popartych wybranymi informacjami z historii.  W znanych mi opiniach ludzi mądrzejszych ode mnie nie znalazłem twierdzenia, że im wyższy poziom wykształcenia człowieka, tym jest on mądrzejszy. Jednak uważa się na ogół, iż wykształcenie sprzyja mądrości, tzn. im wyższe wykształcenie człowieka, tym więk

Bieganie rekreacyjne - czy rzeczywiście zdrowe

Bieganie rekreacyjne - czy rzeczywiście zdrowe (wersja uaktualniona , lipiec 2018) tadeusz.szopaa@gmail.com Coraz więcej osób w Polsce uprawia rekreacyjnie biegi długotrwałe (długodystansowe) − maratony, półmaratony i inne podobne. Biegający, indywidualnie i zbiorowo, twierdzą, że uprawianie biegania jest przyjemne i wierzą również, że jest ono zdrowe. Czy rzeczywiście jest ono zdrowe, czy rozpowszechniająca się (lub rozpowszechniana), szczególnie w ostatnich latach, moda na bieganie jest zjawiskiem pozytywnym? Zawodowi lekkoatleci uprawiający biegi długodystansowe poświęcają część swojego zdrowia i życia często w celach zarobkowych. Nie są okazami zdrowia, co objawia się szczególnie wyraźnie w późniejszym wieku. Biegający amatorzy mają inne źródła zarobkowania na życie, a mimo to nie stronią od takiego wyczynu. Może zatem powinni sobie uświadomić, że jest druga strona medalu, że z bieganiem, zwłaszcza długotrwałym (długodystansowym), związane są nie tylko pożytki (dla wie

Wykresy przebiegu epidemii (stan 2 kwietnia 2024 roku)

Wykresy przebiegu epidemii (stan 2 kwietnia 2024  roku)   tadeusz.szopaa@gmail.com 03.04.2024   Na rysunkach zamieszczonych poniżej przedstawiam w postaci wykresów aktualną informację o rozwoju epidemii w Polsce i w kilku innych państwach (aktualizacja jest dokonywana w przybliżeniu co około 3-4 tygodnie). Rysunki 1-3 uwidaczniają tendencję zmian intensywności zakażeń w Polsce. Na rysunku 1 miarą tej intensywności jest uśredniona w skali tygodnia liczba  z  zarejestrowanych zakażeń w danym dniu, odnoszona do liczby wykonanych testów w tym samym dniu  (względna liczba zakażeń),  a na rysunkach 2 i 3 taką miarą jest bezwzględna liczba rejestrowanych zakażeń  Z  w ciągu tygodnia. Wydaje się, że najlepszą (choć nie doskonałą) miarą intensywności zakażeń jest wielkość z przedstawiana na rysunku 1, zwłaszcza od pewnego czasu, gdy liczba oficjalnie rejestrowanych zakażeń jest niewielka. Jak wynika z rysunku 1, o d połowy grudnia 2023 roku widoczny jest ciągły spadek stopnia zaka